top of page
  • Zdjęcie autoraMegi

Mendoza – kraina winem płynąca!


Będąc w Buenos Aires zastanawialiśmy się, gdzie możemy udać się dalej. Już wiedzieliśmy, że nie mamy wystarczającej sumy pieniędzy, aby jechać do Patagonii. Rozważaliśmy również odwiedzenie nadmorskiej miejscowości Mar del Plata, ale niestety nie była ona na trasie do Peru. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji było zatem podążenie prosto do Mendozy. Do pokonania mieliśmy ok. 1100 km, trasa zajęła nam jakieś 17 godzin.

W drodze do Mendozy, natknęliśmy się na wiele demonstracji. Oto jedna z nich.

Będąc w Mendozie bardzo chcieliśmy udać się na trekking w okolicy Aconcagua, niestety znowu rozbiliśmy się o brak funduszy. Aby wejść na teren parku trzeba mieć pozwolenie i zapłacić za bilet wstępu. Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że była to kwota ok. 250 $ od osoby.


No i pojawił się następny problem. Poszliśmy do bankomatu wypłacić pieniądze, ale niestety okazało się, że nie możemy. Sprawdziliśmy sześć różnych banków i nigdzie nie byliśmy w stanie podjąć gotówki. Myśleliśmy, że może to kwestia rodzaju karty. Na ten moment mieliśmy tylko Mastercard, bo Visa została unieważniona. Na większości maszyn, była naklejka sugerująca, że karta jest akceptowana. Dopiero po pewnym czasie doszliśmy do tego, dlaczego nie możemy tego zrobić – zapomnieliśmy, że ustaliliśmy niski limit. Na szczęście w pobliżu była kafejka internetowa, w której naprawiliśmy nasz błąd, uff.


Był 22.12, zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Postanowiliśmy, że na te kilka dni zostaniemy w Mendozie, a dopiero po Wigilii wyruszymy dalej. Odwiedziliśmy pobliską wypożyczalnię rowerów i pojechaliśmy zwiedzać okolicę. Przy okazji chcieliśmy znaleźć miejsce, gdzie możemy się zatrzymać na te kilka dni. Przez Internet wyszukaliśmy camping z basenem oddalony ok. 12 km od Mendozy, położony pośród winnic. Uznaliśmy, że skoro mamy rowery możemy sprawdzić, jak on wygląda z bliska.


Upał sięgał 40 stopni. Jechaliśmy większą część trasy pod górkę, a ja byłam cała pogryziona przez komary i pot tylko wzmagał swędzenie. Byłam cała różowa od maści, jaką kupiłam w aptece. Pierwszy raz w życiu i mam nadzieję ostatni, dostałam takiego uczulenia od ugryzień. Naliczyliśmy ponad 150 śladów, całe ciało miałam opuchnięte. Żałuję, że nie zrobiliśmy zdjęcia jak wyglądałam, bo mogę Wam przysiąc, że upodobniłam się do Sigma i Pi (jeśli pamiętacie ten program 😊). Po dojechaniu na camping okazało się, że ceny są bardzo wysokie. Wychodziło około 40 zł więcej niż w hostelu, a przecież był to tylko nocleg w namiocie. Powiem to tak, choć nie mieliśmy zbyt dużo gotówki, bylibyśmy skłonni zapłacić więcej, bo widok był naprawdę piękny. No i ten basen, przy takim upale. Niestety w dniach 24-25.12 mieli zamknięte.


Powrót do miasta okazał się dla nas dość niefortunny. Do 18.00 trzeba było oddać rowery do wypożyczalni. Była godzina 17.30, a ja złapałam gumę. R. oddał mi swój rower, kazał jechać i zatrzymać pracowników, a on sam miał przyprowadzić mój sprzęt.


Dojechałam w ostatnim momencie, kiedy pracownicy już wychodzili. Przyjęli mój rower i powiedzieli, żeby drugi odstawić na pobliski komisariat policji, a oni rano go odbiorą. No więc, usiadłam sobie na pobliskim murku i czekałam na mojego męża. Zrobiło się szaro, a jego nadal nie było. W końcu miał do przejścia około 8 km. Już trochę zaczęłam się martwić, ale na szczęście się pojawił. Po długich pertraktacjach z policjantami zgodzili się przyjąć rower i mogliśmy wrócić do hostelu, aby przygotować kolację. Oczywiście, uzbroiwszy się najpierw w spray przeciw komarom.

Kolejny słoneczny dzień wykorzystaliśmy na odwiedzenie winnic. Z Mendozy pociągiem udaliśmy się w godzinną podróż do Maipú. Na miejscu odwiedziliśmy kilka winnic, w tym naszą ulubioną Bodegas Lopez. Prowadzona jest przez tą samą rodzinę od czterech pokoleń od 1898 roku. Zwiedzanie z przewodnikiem wraz z degustacją jest darmowe, trzeba jedynie na koniec zakupić chociaż kieliszek wina. Pomimo tego, że odwiedziliśmy już wiele różnych miejsc, tego rodzaju, ta jest naprawdę warta poświęconego czasu. Podczas oprowadzania świetnie zostaje przybliżony proces produkcji wina od uprawy winorośli po butelkowanie i dystrybucję. Przewodnik mówi bardzo dobrze po angielsku. Po obejrzeniu całości i degustacji, będąc już w dobrych humorach, poszliśmy zaopatrzyć się w wino. Wybraliśmy butelkę Malbeca, białe wino oraz jedno musujące. Za wszystko zapłaciliśmy ok. 45 zł, a zakupy należały do bardzo smacznych i udanych. Spędziliśmy cudowny dzień.

Choinka też była

Na Wigilię opracowaliśmy sobie plan specjalny. Dowiedzieliśmy się, że w okolicy jest park z gorącymi źródłami. Niestety zdjęcia robiliśmy tylko telefonem i nam zginęły.


Termas Cacheuta oddalone jest około 40 km od Mendozy. Wspaniałe miejsce na relaksujący dzień. Można skorzystać z ciepłych i zimnych basenów. Część z nich utworzona została w skałach. Piękne tarasy, ślizgawki, a wszystko to otoczone skalistymi wzgórzami. Wstęp kosztował ok. 30 zł za cały dzień. Po południu wyszliśmy do pobliskiej „restauracji” na obiad, wybór dań nie był zbyt duży. Zamawiało się zestaw mięs. Przy każdym stole rozstawiony był grill, gdzie samodzielnie kończyło się grillować własne kawałki. Do zestawu podawane były warzywa i zapiekane ziemniaczki, a wszystko popijaliśmy dobrym, zimnym, lokalnym piwem. Tak właśnie wyglądała nasza Wigilia. Po „wieczerzy” udaliśmy się na termy. Po całym dniu w słońcu i w wodzie, późnym popołudniem wyruszyliśmy w drogę do hostelu, aby wypić nasze świąteczne wino musujące.


W czasie oczekiwania na autobus, który miał nas zawieźć do Mendozy widzieliśmy, jak lokalna społeczność przygotowuje świąteczną fiestę. W kilku punktach w centrum miasteczka rozpalone były duże ogniska z wbitymi w środek metalowymi prętami, o które oparte były kraty. Na tak przygotowany ruszt układana była cała, rozcięta na pół krowa. Jest to rytuał angażujący rodziny, przyjaciół, sąsiadów – całe wioski. Często takie Barbecue trwa do białego rana. Na ulice wynoszone są stoły, różne dodatki do mięs, pieczywo, sałatki i pikantny sos chimichurri. Przeważnie towarzyszą temu występy lokalnych zespołów albo mieszkańcy przynoszą instrumenty i zaczyna się improwizacja.


Po dojechaniu do hostelu spakowaliśmy plecaki i uznaliśmy, że rano ruszmy w dalszą drogę, do Santiago de Chile.

49 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page