top of page
  • Zdjęcie autoraMegi

Zaktualizowano: 31 maj 2020

O Ameryce Południowej marzyłam naprawdę długo... jeszcze zanim poznałam mojego męża. Próbowałam przekonać wiele osób do tego pomysłu, ale najczęściej słyszałam, że to nie jest najlepszy pomysł i żebym zeszła na ziemię. Dopiero po wielu latach udało mi się zrealizować to marzenie - właśnie razem z R.

Pomysł wyjazdu zrodził się w mojej głowie, kiedy zobaczyłam na zdjęciu Machu Picchu w Peru.

Zakochałam się bez pamięci i wiedziałam, że kiedyś zobaczę je na własne oczy.

I właśnie w taki sposób najczęściej rodzą się moje plany podróżnicze: zdjęcie+opis+impuls=akcja. Choć jest to bardzo rozciągnięte w czasie. W przypadku Ameryki Południowej sama realizacja projektu zajęła nam ponad 2 lata, a decyzję o wyjeździe razem, podjęliśmy po dwóch miesiącach naszego związku. Dlaczego w takim razie tak długo? Otóż, stwierdziliśmy, że najpierw weźmiemy ślub, a dopiero potem zrealizujemy nasz plan.

Jak wyglądała organizacja, nie było jej prawie wcale. Przez około pół roku szukałam biletów lotniczych. Nie było ważne w jakim państwie wylądujemy, ale na jakim kontynencie. W końcu udało mi się trafić na tanie bilety. Następnego dnia złożyliśmy wypowiedzenia w pracy, ponieważ nie wiedzieliśmy tak naprawdę na jak długo jedziemy (i tu miła niespodzianka - pracodawca zaproponował nam powrót do pracy po naszej podróży). Wynajmowane mieszkanie podnajęliśmy znajomej razem z naszym kotem w pakiecie... i w drogę!

Odkąd kupiłam bilety, zaczęłam czytać przewodniki o krajach Ameryki Południowej i jak się potem okazało straciłam na to masę czasu. A czy było to przydatne? Nie bardzo. Miałam ze sobą kilka notatek co warto zobaczyć, ale niestety zanotowałam kraje, do których jeszcze nie trafiliśmy, bądź wybraliśmy inne kierunki podróży. Teraz już wiem, że powinnam skupić się na przeglądaniu stron internetowych i blogów, zacząć od tego co warto zobaczyć, a nie czytać przewodniki wraz z opisem geopolityki.

Jak mniej więcej wyglądał nasz plan? Mieliśmy kilka wpisów w notesie z miejscami, które musimy zobaczyć - jak moje ukochane Machu Picchu - oraz bilety, a cała reszta naszej podróży to był wielki freestyle. Spakowaliśmy dwa plecaki - 40 i 60 litrów - staraliśmy się w nich zmieścić rzeczy na kilka miesięcy, których jak się potem okazało było zdecydowanie za dużo! Nie wiedzieliśmy, gdzie się zatrzymamy, nie zabukowaliśmy żadnych noclegów. Jedyne to, co było pewne to przylot do Sao Paulo w Brazylii. Pomyśleliśmy, że jakoś to będzie, no i było, ale to już inna historia.


I prawie każdy nasz wyjazd wygląda bardzo podobnie. Wiemy mniej więcej, jaki rejon świata nas interesuje i szukamy tanich biletów. Jak już określimy miejsce, gdzie dokładnie lecimy to wtedy planuję, jaki kraj i jakie atrakcje warto wpisać na listę. Nauczyłam się już, że nie mogę bardzo przywiązywać się do mojego planu, ponieważ w trakcie podróżowania zazwyczaj coś niespodziewanego się nam przytrafia (jak chociażby w trakcie naszego ostatniego wyjazdu do Maroka – dopadła nas choroba i musieliśmy zrezygnować z wielu punktów na naszej liście). Dlatego często planujemy coś na bieżąco, dzień lub kilka dni wcześniej, bo usłyszymy od kogoś, że coś jest warte zobaczenia. Niestety nie zawsze pokrywa się to z naszymi wyobrażeniami, jak choćby Railay Beach w Tajlandii - nasze duże rozczarowanie.

W Ameryce Południowej mieliśmy ze sobą namiot, który może pozwolić Wam zaoszczędzić pieniądze, ale również, jak w naszym przypadku uratować skórę, podczas podróży autostopem. Dzięki niemu nie musieliśmy spać pod gołym niebem czy w krzakach (to znaczy spaliśmy w krzakach 😉 jak na naczepie ciężarówki, ale za to w namiocie). Niestety podróżując stopem nigdy nie wiadomo, dokąd trafisz i czasami namiot to jedyna słuszna opcja.

Najczęściej jednak - z racji wygodnictwa - korzystamy z hoteli, hosteli i guest housów, wyszukując miejsc noclegowych na różnych platformach internetowych. Nie będę Was oszukiwać, większość naszych podróży jest bardzo budżetowa. Staramy się zawsze znaleźć coś fajnego, a przede wszystkim czystego w niskiej cenie. Tylko czasami pozwalamy sobie na przyjemniejsze i trochę droższe noclegi, jak np. w Kuala Lumpur z dostępem do basenu na dachu budynku.

Powód naszej oszczędności jest prosty. Wolimy wydać te pieniądze na dobre jedzenie lub dodatkowe atrakcje. W pokoju i tak tylko śpimy (najważniejsze jest to by było czysto!). Wiem, że moglibyśmy korzystać z np. couchsurfingu, wtedy oszczędność byłaby duża, moglibyśmy poznać lepiej ludzi z danego państwa, ale za bardzo cenimy sobie spokój i niezależność. Podróżowanie w takiej formie wymaga dużego zaangażowania emocjonalnego. Po całym dniu zwiedzania często w hałasie, w pełnym słońcu, chcemy tylko wziąć prysznic, ewentualnie wypić piwko i iść spać. Aczkolwiek każda forma podróżowania jest dobra, byleby iść do przodu i spełniać swoje marzenia!

153 wyświetlenia0 komentarzy
  • Zdjęcie autoraMegi

Zaktualizowano: 31 maj 2020

Po wielu latach myślenia o założeniu własnego bloga, w końcu to zrobiłam! Bądźcie łaskawi, to mój pierwszy wpis. Odkąd zaczęłam podróżować, słyszałam od swoich znajomych: „Dlaczego nie założysz bloga?" I w końcu, po otrzymaniu dużej dawki motywacji od osoby, którą to ja miałam zmotywować, stwierdziłam, że może to już najwyższy czas skonfrontować się z tym pomysłem.

"Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku" Lao Tzu

I tak oto jestem bez konkretnego planu, jak będzie wyglądała ta strona, czy będę pisała tu tylko o odbytych podróżach, czy może też będę poruszała inne tematy. Dokładnie tak samo dzieje się w przypadku naszych wyjazdów, większość z nich odbywa się bez konkretnego planu. Oczywiście, że sprawdzam co warto zobaczyć, jak ciekawie spędzić czas, ale nigdy nie planujemy, gdzie dokładnie pojedziemy, gdzie będziemy spać, nie rezerwujemy żadnych atrakcji. Mamy kupione bilety, a potem niech się dzieje co chce!


Odkąd pamiętam wiedziałam, że będę podróżować. Już jako dziecko czułam ekscytację na samą myśl, że udaję się w nieznane miejsca, że zobaczę coś pięknego, że doświadczę czegoś nowego. Pamiętam sytuację, kiedy w wieku ok. 12/13 lat wraz z dwiema koleżankami z osiedla, oznajmiłyśmy rodzicom, że udajemy się na piknik do parku (park był oddalony od osiedla ok. 1,5 km) i wrócimy późnym popołudniem. Zamiast do parku udałyśmy się do miejscowości oddalonej o 19 km.! Zabrałyśmy ze sobą przygotowane wcześniej kanapki i napoje. Miałyśmy ze sobą również jakieś drobne (całe szczęście, bo dzięki temu było nas stać na bilety autobusowe i mogłyśmy wrócić do domu, zanim nasi rodzice zaczną się martwić). Muszę nadmienić, że przemieszczałyśmy się główną drogą krajową i nietrudno się domyślić, że ruch był całkiem duży, a nasze zadowolenie wprost do niego proporcjonalne. Na około roztaczały się piękne widoki, a my śpiewałyśmy piosenki. Po dotarciu na miejsce zrobiłyśmy piknik, pałaszując wesoło nasze zapasy, po czym zwiedziłyśmy zabytek sakralny i udałyśmy się w drogę powrotną. Jak sobie pomyślę, że moja siostrzenica mogłaby zrobić to samo, to włos mi się jeży na głowie, tyle potencjalnych niebezpieczeństw! 😊


"Zejdź na ziemię, nie wydawaj wszystkiego na podróże, oszczędzaj!"

Już wtedy wiedziałam i czułam, że będę poznawać świat wszystkimi zmysłami. Przez długi czas były to tylko bliskie wyjazdy w obrębie naszego pięknego kraju. Tak właśnie pokochałam Bieszczady, miłością bezwarunkową i nie wyobrażałam sobie wakacji bez nich przez wiele lat. Moje dalsze wojaże mogłam zacząć realizować dopiero, gdy wyjechałam z Polski i rozpoczęłam pracę. Kolejny przełom nastąpił po poznaniu mojego męża. Do tego momentu słyszałam - „zejdź na ziemię, nie wydawaj wszystkiego na podróże, oszczędzaj”. Ciotki dobre rady mogłam znaleźć pomiędzy znajomymi, ale i rodziną. Dopiero mój R. powiedział – "pojedziemy, gdzie chcesz". I powiedzcie mi, jak go nie kochać. Nasz pierwszy, dłuższy i zarazem dalszy wyjazd odbył się do Ameryki Południowej, która wcześniej jawiła mi się jako koniec świata. Wydawało mi się, że to taki pojedynczy wyskok z naszej strony, bo kogo stać na kilkumiesięczną podróż na drugi koniec Ziemi😊. No, ale jak wszyscy wiemy apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Lista naszych planów podróżniczych jest dość obszerna, krok po kroku próbujemy ją realizować, aczkolwiek myślę, że ich spełnianie rozciągnie się bardzo w czasie, tym bardziej, że staramy się realizować również inne nasze projekty, które pozwalają nam na urzeczywistnianie tych pierwszych- podróżniczych. Trzymajcie kciuki!

Całe nasze życie zdeterminowane jest przez podróże, a dzieje się tak ponieważ:

  • Podróżowanie sprawia nam przyjemność.

  • Lubimy próbować nowych potraw i nie ma w tym ani krzty przesady. Cieszy nas oglądanie piękna otaczającego nas świata.

  • Ekscytuje nas robienie nowych rzeczy.

  • Aktywność to adoracja życia, a będąc w drodze jesteśmy do niej zmuszeni i bardzo nam to służy.

  • Fascynują nas inne kultury.

  • I w końcu – liczymy na to, że uda nam się znaleźć nasze miejsce na ziemi.

Poznaliśmy się z R. w Krakowie i mieszkaliśmy tam razem ponad 5 lat i nadal uwielbiamy to miasto. Od ponad 3 lat mieszkamy w Belfaście w Irlandii Północnej i gdyby nie pogoda, to byłoby to całkiem dobre miejsce do życia. Niestety pogoda jest jaka jest. No cóż taki mamy klimat , dlatego w trakcie naszych wyjazdów szukamy miejsca, które mogłoby się okazać miejscem na nasz dom – na zawsze.

117 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page